Anthony Bourdain – tak nazywa się ten
obsmarowany wcześniej.
Ma facet życie – jeździ po świecie za sporą
kasę, żre i chleje. Wspaniały żywot, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jego
programy sprawiają, że jestem bardziej głodna niż zazwyczaj. Na coś mięsnego
zazwyczaj. Nie nadążam z łykaniem śliny. Na przykład na dużego, soczystego
steka…..uwielbiam. Mam wrażenie, że moja osobowość ma dużą zawartość
pierwiastka męskiego. Dobre żarełko, popite dobrym alkoholem, seks bez gry
wstęnej…..tylko notoryczny bałagan w samochodzie (czytaj syf) definiuje mnie
jako nie-mężczyznę. Kiedy wczoraj w rękawiczkach lateksowych na dłoniach
otworzyłam samochód celem wyniesienia z niego śmieci, resztka banana przy
tylnej kanapie, jak tylko mnie zobaczyła, spojrzała z niedowierzaniem, uniosła
się lekko z miejsca i zaczęła radośnie przebierać nóżkami. Naprawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz