wtorek, 14 stycznia 2014

14 styczeń



Anthony Bourdain – tak nazywa się ten obsmarowany wcześniej.
Ma facet życie – jeździ po świecie za sporą kasę, żre i chleje. Wspaniały żywot, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jego programy sprawiają, że jestem bardziej głodna niż zazwyczaj. Na coś mięsnego zazwyczaj. Nie nadążam z łykaniem śliny. Na przykład na dużego, soczystego steka…..uwielbiam. Mam wrażenie, że moja osobowość ma dużą zawartość pierwiastka męskiego. Dobre żarełko, popite dobrym alkoholem, seks bez gry wstęnej…..tylko notoryczny bałagan w samochodzie (czytaj syf) definiuje mnie jako nie-mężczyznę. Kiedy wczoraj w rękawiczkach lateksowych na dłoniach otworzyłam samochód celem wyniesienia z niego śmieci, resztka banana przy tylnej kanapie, jak tylko mnie zobaczyła, spojrzała z niedowierzaniem, uniosła się lekko z miejsca i zaczęła radośnie przebierać nóżkami. Naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz